1 szybka wskazówka jak w końcu wytrwać w postanowieniach

W poprzedniej prezentacji poznałeś cykl życia większości naszych postanowień. Prosiłem także o wasze pomysły na wyjście z tego błędnego koła.

W komentarzach ukazało się naprawdę wiele wartościowych treści i nawet 2 osoby w większości zgadły to czym się dzisiaj chcę z Tobą podzielić. 😉

Rzeczywiście jest tona rzeczy, jakie możemy zrobić żeby zwiększyć naszą motywację czy wytrwałość, ale w dzisiejszej prezentacji chciałem Ci zwrócić uwagę na tylko jedną.

Zajmie Ci ok. 60 sekund dziennie, a ze wszystkich innych aktywności, które kosztują tak mało czasu, ta da Ci prawdopodobnie największe i najbardziej wyraźne efekty.

Zapraszam do oglądania i korzystania. 🙂

Linki do filmiku wspomnianego w prezentacji:

Znalazłeś w tym wartość?

Podziel się i pomóż innym także znaleźć ten materiał:

Zobacz również:
Komentarze (59):
  1. Arek pisze:

    Jak dla mnie – BOMBA! Poczucie winy powoduje obniżenie redukowania realizacji postanowień. Tylko… czy prawdziwa?
    Damianie, czy wiadomo już, dlaczego poczucie winy odnośnie niespełnionych postanowień powoduje obniżenie poziomu realizacji? Co powodowało, że studenci mieli problemy? Poczucie winy było jakby wyzwalaczem niekorzystnych zachowań czy samo w sobie blokowało wykonywanie postanowień? Wiem, mogę sięgnąć do podanego materiału źródłowego i doczytać, ale wolę skorzystać z odpowiedzi osoby, która to czytała i zaoszczędzić czas.
    ***
    Nie zgodzę się z tym, że zaznaczanie wykonania postanowienia zlikwiduje poczucie winy. Według mnie poczucie winy może się potęgować.
    Wiem, bo stosuję ten sposób, choć w rozszerzonej postaci – zamiast jakościowo, jak proponujesz, zapisuję realizację ilościowo. Mianowicie, codziennie notuję w formie tabeli, listy lub wykresu realizację danych działań w danym dniu. Jeżeli zrzucam wagę, to notuję wagę ranną, każdy posiłek (czas, ilość, rodzaj pożywienia) – widać wówczas jak na dłoni czy dany dzień przybliżył mnie do celu, czy oddalił. Nie wchodzi w grę nie zanotowanie, bo nawet w przypadku głodówki jest co zanotować 😉 Z kolei opuszczenie jednego dnia nauki obcego języka z supermemo powoduje widoczne spiętrzenie się powtórek i trudniejsze dojście do poziomu standardowego, co w sumie jest jeszcze do odrobienia. Opuszczenie tygodnia takiej nauki, to powstanie fali powtórek wielkiej jak tsunami, którą bardzo ciężko jest później odrobić (w SM UX zastosowany jest bardzo nieefektywny mechanizm przesunięcia CAŁOŚCI powtarzanego materiału, więc nie warto go stosować). Poczucie winy jest ogromne! Chce się to wszystko rzucić w diabły… Jednak poczucie, że straci się dotychczasowy dorobek przeważa i trzeba realizować plan „naprawy” – samodyscyplina i determinacja jest wtedy olbrzymia i ciężka do wytrzymania. Oczywiście, mogę olać te powtórki i wyrzucić je z listy. Tylko, że tabela pokazuje mi, ile jednostek zapamiętałem w ostatnim okresie i to mnie dyscyplinuje, zachęcając jednocześnie do kontynuacji postanowienia.
    Krótkotrwały wzrost wagi (przy jej redukcji, oczywiście) widoczny na wykresie powoduje powstanie poczucia winy i kontr działania tego samego dnia (waga notowana jest rano), pozwalające wrócić do spadku wagi. Brak przerobionych stron książki, np. w obcym języku, powoduje przesunięcie się terminu jej ukończenia – pojawia się lutowina i bierzemy się do roboty. Itd.
    Można stosować tylko zaznaczenie – dzisiaj nie trzymałem diety – minus. Ale informacja o postępie jest minimalna. Dożo lepsze są listy, tabele i wykresy postępów.
    Reasumując, stosowanie listy czy tabeli realizacji postanowienia INFORMUJE O POSTĘPACH i CZASIE OSIĄGNIECIA CELU, jakim jest zakończenie danego modułu (wystarczy formułka w Excelu wyliczająca dzień ukończenia nauki i przejście w same powtórki). Wizualizacja swoich działań to NIEPRAWDOPODOBNIE STYMULUJĄCE!
    Nie zauważyłem natomiast takie notatki by wpływało na obniżenie poczucia winy. Raczej na podwyższenie.
    Dlatego, Damianie, ciekawy jestem powiązania poczucia winy z wynikami egzaminów.
    I jeszcze jedna sprawa – łatwiej wybaczyć winy najgorszemu wrogowi, niż sobie. Czy jest jakaś metoda(-y) prowadząca bez pomocy spowiednika do usunięcia poczucia winy? Może Czytelnicy wypowiedzą się w tej, interesującej mnie a może i innych, kwestii?
    Dzięki za stymulującą prezentację!

    • Damian Redmer pisze:

      Nie twierdzę, że zaznaczanie postanowień likwiduje poczucie winy samo w sobie – to nie jedyny, ale w mojej opinii pierwszy i najskuteczniejszy krok jaki można podjąć, żeby tak się stało. Jeśli chodzi o Twoje pytania, to dokładniej ten mechanizm obrazuje inne badanie (związane ze stresem, który z jednej strony przecież motywuje, a z drugiej też zwiększa skłonność do prokrastynacji), które przedstawię w jednej z kolejnych prezentacji.

      • T pisze:

        można zamiast krzyżyków x stawiać ptaszki v, że w ogóle się sprawdziło czy cel był wykonany. Krzyżyki nastrajają negatywnie a tak to tabelka będzie się składać z ptaszków za sprawdzenie celu oraz np. + za zrealizowanie celu, wtedy nie będzie krzyżyków a to podświadomie nie będzie odbierane jako coś złego

      • Damian Redmer pisze:

        Jeśli będziesz czuł, że coś takiego działa dla Ciebie lepiej, to jasne. Dla mnie ptaszek oznacza sukces, zaliczenie danej rzeczy, więc ich nie używam. Rzeczywiście krzyżyk to nie najbardziej motywująca rzecz na świecie, ale pozwala mi być szczerym wobec siebie, a przez to realnie ciągle trwać w postanowieniach, mimo nawet dłuższych porażek.

    • zuzia pisze:

      tak, jest! 🙂 pozdrawiam!

  2. Adam pisze:

    Witaj Damian,
    Czegoś nie zrozumiałem.
    Wspomniałeś, że trzeba odhaczać cel i najlepiej zrobić to rano.
    Tylko oczywiście odznaczam po tym, jak go wykonałem prawda?
    Jak chodzę na siłownię wieczorem (20:00) to nast. dnia odhaczam, że wykonałem cel z poprzedniego dnia, czy rano zaznaczam tego samego dnia, że wykonałem cel na dziś i to mnie zmobilizuje by pójść wieczorem na siłownie?
    Mam nadzieję, że napisałem zrozumiale.
    Pozdrawiam Adam

    • Damian Redmer pisze:

      W idealnym świecie zaznaczalibyśmy cele od razu po ich wykonaniu, tak jak napisałeś. Czyli w Twoim wypadku po powrocie z siłowni zaznaczyłbyś, że na niej byłeś. Jednak w praktyce (zwłaszcza przy posiadaniu kilku postanowień) jest to mocno niepraktyczne, bo zamiast raz usiąść nad wszystkimi celami i zaznaczyć, które wykonałeś, a które nie, musisz to robić po prostu częściej dla każdego z osobna – to się gorzej sprawdza i ciężej żeby to weszło w nawyk (musisz zbudować kilka nawyków zaznaczania celów, zamiast jednego). Plus jest większa szansa, że któregoś nie zaznaczysz (zwłaszcza postanowień wieczornych jak Twoja siłownia), bo coś Ci zawsze może wypaść.
      Dlatego polecam zaznaczać rano z jednym razem wykonanie wszystkich postanowień z dnia wczorajszego.

      • Adam pisze:

        Świetnie, dziękuję za wyczerpująca odpowiedź 🙂 „Do zobaczenia” za tydzień.

      • Najlepiej sobie wpisać 'odhaczanie’ w plan dnia.
        Jakiego używasz Damian sposobu na śledzenie postępu w nawykach?
        Od roku codziennie wpisuję w sobie formularz google czy dany nawyk wyszedł między 0-1 i sobie dodaję komentarz kiedy szczególnie często coś wychodzi/nie wychodzi wpisując co to spowodowało + jeszcze kilka rzeczy ułatwiających wychwycenie tego co wyzwala zachowania związane z nawykiem.
        Automatycznie się z tego rysuje wykres z podsumowaniem dzień po dniu.
        Zastanawiam się czy istnieje bardziej wygodny/szybszy sposób.

      • Damian Redmer pisze:

        W następnej prezentacji pokażę ok. 90% swojego systemu zaznaczania (kolejne 10% wymagałoby trochę głębszych dodatkowych objaśnień i przytoczenia jeszcze przynajmniej jednego badania 😉 ).

  3. Krzysztof pisze:

    Rewelacja właśnie w Kluczach Szczęścia o tym mówiłeś! Gdy co tydzień realizuję „Tygodniowe Wyzwanie” czasami pojawia się Twój komunikat: „Wybacz sobie swój błąd”
    Ach Damianie, szkoda, że dopiero gdy jeszcze raz od Ciebie to usłyszę , ale w oddzielnej prezentacji to dopiero uświadamiam sobie potęgę tych drobnych rzeczy;-)

  4. Krzysztof pisze:

    W tle słychać kilka razy minutnik. Czyżbyś kończył prezentację w przerwie IZG?
    Nie ładnie, nie ładnie;-)
    P.S.
    Dla niewtajemniczonych Idealna Złota Godzina;-)

    • Damian Redmer pisze:

      Haha… zgadza się. Jacy czujni… ale to dobrze 🙂 Tak, zaliczyłem tylko zwykłą ZG (a nie IZG), bo ją trochę przeciągnąłem.

  5. Flawiusz pisze:

    Damian, czy masz rozeznanie jak ilościowo wygląda relacja kobiet do mężczyzn, korzystających z Twoich kursów i porad? Intuicja mówi mi, że większość stanowią faceci, którzy łatwiej przyjmują prostą, logiczną argumentację. Jak jest naprawdę?

    • Damian Redmer pisze:

      Jeśli chodzi o odwiedzających tego bloga: jest niemal idealnie 50/50. Jeśli chodzi o Brain Master University, to tam zdecydowaną przewagę mieli mężczyźni (chyba ok. 70%), ale przy BMU niezbędny był pewien stopień elastyczności czasowej plus była to zdecydowanie większa inwestycja (ok. 1500 zł), więc ciężko mi spekulować czy to nie właśnie te warunki sprawiły, że zjawiło się więcej mężczyzn. Tym bardziej, że W przypadku pozostałych produktów stosunek kobiet do mężczyzn też wynosi właśnie ok 50/50.

  6. Dorota pisze:

    ha ha ha ha:) ale się uśmiałam.
    To tak jak będąc dzieckiem czekasz na urodziny albo mikołaja i przez cały miesiąc skreślasz dzień po dniu w kalendarzu coraz bardziej się ciesząc że to już nie długo:)
    Chyba tu działa to troszkę inaczej, ale z tym właśnie mi się skojarzył sposób zaznaczania. Oczywiście zgadzam się z nim i jestem przekonana że bardzo pomaga wytrwać. Dla mnie osobiście w tej prezentacji była jeszcze inna baaaardzo ważna sprawa poruszona, mianowicie odnośnie uświadomienia sobie że nie żyjemy w świecie idealnym (wiadomo) ale że my też przecież tacy nie jesteśmy. Bardzo często o tym zapominamy i nie potrzebnie siebie krytykujemy, obwiniamy, nie wierzymy w siebie i w sukces naszych działań. A ile razy z tego powodu nawet nie podejmujemy żadnych działań….
    Fajnie że często w takich „problemach” w radzeniu sobie z czymś tam , okazuje się że wystarczy niewielka zmiana, taka niepozorna i wcale nie trudna. No i że kilka tak małych zmian w perspektywie czasu może przynieść dużo dobrego. Ostatnio siedzi mi taka myśl w głowie: że jak chcesz dużych zmian w życiu to musisz zacząć od małych, i nie wiadomo nawet kiedy zaczną pojawiać się duże:)
    znowu się za bardzo rozpisałam.sorrry
    Pozdrawiam:):)

  7. Jan pisze:

    Nie Twojego głosu?!!

  8. Jan pisze:

    Prezentacja ciekawa.
    W poprzednim moim wpisie to u mnie w PC coś nie działało.
    Pozdrawiam

  9. Karol pisze:

    Dzięki Damian 🙂 Jesteś moim mistrzem samodyscypliny. 🙂 Od czwartego listopada zeszłego roku (nota bebe moje imieniny – prawie jak sylwester, znaczy się ważna data, taka graniczna) ćwiczę z powodzeniem swój mięsień samodyscypliny wykonując codziennie sześć naprawdę drobnych rzeczy (jak 10 pompek czy pościelenie łóżka zaraz po wstaniu). Ta liczba sześć nie jest przypadkowa i te pompki też nie 🙂 Byłem jednym z Twoich królików doświadczalnych. W pierwszej fazie realizowałem sześć rzeczy, a w drugiej dziewięć i faktycznie szło mi znacząco gorzej. Co do tego zaznaczania o którym mówisz w powyższej prezentacji, to moja praktyka jest taka, że jak w święta zarzuciłem wykonywanie tych sześciu rzeczy, to nie miałem problemu po świętach (właściwie to po Nowym Roku ;)) żeby hurtowo zaznaczyć nierealizację postanowień i wrócić ze spokojem do ich realizowania. Można powiedzieć, że jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę, ale jest w tym dużo Twojej zasługi. Wziąłem sobie bowiem do serca stwierdzenie, że jesteśmy ludźmi, a nie aniołami , które to zdanie pada w książce „On i ja”, którą znam stąd, że polecałeś ją w którejś z prezentacji. Bardzo wartościowa książka. Wielkie dzięki, że o niej wspomniałeś. Pozdrawiam 🙂

  10. Zuza pisze:

    Ha! Zupełnie nieświadomie stosuję tą metodę od 3 miesięcy 😉 Zaznaczałam co ćwiczyłam i ile czasu nawet, tylko po to, żeby wiedzieć ale faktycznie, odkąd to robię jakoś nie zauważyłam, żebym przerwała aktywność fizyczną na dłużej niż tydzień, półtora ;))) Znaczy się – działa ;))

  11. Kasia pisze:

    Od ponad 3 miesięcy na mojej lodówce wisi cm krawiecki (już kolejny) z którego wisiało
    90 cm do ścięcia. I tak dzień po dniu, OBOWIĄZKOWO RANO, odcinam kolejno jeden centymetr – jedną kostkę (dziś pozostało jeszcze równo 70 kostek). Ten centymetr laata temu służył mi do odcinania kolejnych dni do…matury, potem do ślubu. I teraz, kiedy po moich 2-letnich niepowodzeniach
    w utrzymaniu diety …( a jakże – lodówka nie przypadkowe miejsce!) przypomniałam sobie o dawnym sposobie odliczania dni do dnia „celowego”. I najważniejsze; kiedy odcinam rankiem kolejną „kosteczkę”, jeżeli popredniej doby się poddałam, znaczy …podjadłam, smaruję ją czerwonym flamastrem, bo wszystkie kostki wrzucam do słoiczka. Mogę potem policzyć ile razy się poddałam. Mój centymetr wiszący, codziennie skracany przybliża mnie do celu, ale też
    pokazuje, że nic nie stoi w miejscu i nawet jeżelimwczoraj się poddałam to jutro czas odciąć
    kolejny „kuponik” dla osiągnięcia celu, czyli zdrowszej siebie 🙂 Chętnie wyślę Ci zdjęcie jak to wygląda w na lodówce. A pomysł …przecież zaczerpnięty z życia, bo kiedyś wojsko obowiązkowe było i chłopak BARDZO czekał i odliczał dni do rezerwy. Mocno dziękuję za tę prezentację, poniosła nieco moje ego – bo to przeca inna forma Twojego odhaczania:)

    • Damian Redmer pisze:

      Super system! Gratuluję 😀

  12. Robert pisze:

    Czesc Damian, N
    no dobra, ale co mam odhaczac, jesli nie wykonalem? Bo przeciez mowimy o zmotywowaniu do dzialania. Mowa jest o czyms, co nam po pewnym czasie wymyka sie spod dyscypliny. Wstajac rano, wiedzac, ze wczoraj nie wytrwalem w postanowieniu, rzecz jasna nic nie odhaczam, ale w tym momencie jestem tam, gdzie bylem. Czyli co mnie mialo zmotywowac?

    • Damian Redmer pisze:

      Tu w ogóle nie chodzi o motywację Robercie, tylko o jak najszybsze „wznowienie” postanowienia. A pierwszym krokiem do tego, jest zaakceptowanie wcześniejszej porażki.

  13. Rafał pisze:

    Bardzo fajna prezentacja. W trakcie jej oglądania przyszła mi pewna myśl do głowy, nawet ciekawa, szczególnie dla Ciebie Damianie.
    Mianowicie jakiś czas temu organizowałeś badania w których osoby śledzące Twoją aktywność związaną z rozwojem osobistym mogły uczestniczyć,
    W tym badaniu miedzy innymi trzeba było zaznaczać czy wykonało się cele postawione na dany dzień. I tutaj moje pytanie, czy wyniki uzyskane z tamtego badania również wpłynęły na tą prezentację?
    Oczywiście fajna nauka na przyszłość 😛 Wyciągać z badań więcej niż było zaplanowane 🙂

    • Damian Redmer pisze:

      Mówiąc szczerze – nie myślałem o tamtym eksperymencie, kiedy tworzyłem tę prezentację. Jednak faktem jest, że po tamtym naszym wspólnym eksperymencie wiele osób pisało do mnie, że od kiedy nie czują się zobowiązani, żeby codziennie zaznaczać realizację swoich postanowień (tego wymagał eksperyment) wiele z nich już zarzucili więc… nie mogą się doczekać kolejnego badania, bo podczas jego trwania czuli się lepiej zorganizowani 🙂

  14. can pisze:

    akurat bardzo na czasie jest ta prezentacja bo mam dwa wielkie i pilne postanowienia. za tydzień napiszę efekty.

  15. Jean pisze:

    Witam
    O „odhaczaniu” każdego dnia postanowienia spotkałem się już wcześniej przy rzucaniu palenia każdego ranka sobie zakreślałem że nie paliłem. To działało na moją psychikę jak nagroda że następny dzień jestem wolny od nałogu, że nie muszę palić, chociaż nie raz było tak że złamałem postanowienie.
    Teraz ucz się francuskiego i postanowiłem że będę się uczyć codziennie, i nie pomyślałem o tym żeby zastosować tę metodę.

  16. Jacek pisze:

    A do czego przyzwyczajają nas nauczyciele przez 12 lat edukacji publicznej? Żeby wymagać od siebie maksimum, stosować system nagród i kar…
    Strasznie to wpływa na psychikę. Najmniej od życia biorą właśnie ci, którzy ten system kultywują.

  17. Adrian pisze:

    7:04 – koniec idealnej (?) złotej godziny? 😛
    Bardzo ciekawa i praktyczna prezentacja.
    A i mała uwaga w niektórych momentach mówisz stanowczo za szybko i jakby sam się gubisz.

    • Damian Redmer pisze:

      Tak, to był mój koniec ZG 🙂 Ale nie idealnej, bo kontynuowałem powyżej 10 sekund od chwili jej zakończenia.
      Dzięki za feedback 🙂

  18. Arek pisze:

    Coś jest nie tak z tą winą i wynikami egzaminów u studentów.
    Wczoraj po południu odrzuciłem poczucie winy z powodu niezrealizowania rannych ponad 400 powtórek w supermemo. Jednak późnym wieczorem tuż przed snem poczucie winy obudziło się i mając w perspektywie już ponad 800 powtórek, wziąłem się do roboty. Zamiast spać – powtarzałem jednostki językowe. Czyli poczucie winy spełniło swoje zadanie.
    Może u studentów w czasie sesji działa inny mechanizm?
    Z drugiej strony, jak sobie przypominam za moich studenckich czasów, gdyby nie poczucie winy z powodu traconego czasu, to w ogóle bym się nie brał do nauki z co poniektórych nieciekawych przedmiotów.
    Ewidentnie moje doświadczenie nie zgadza się z wynikami przedstawionego eksperymentu.

    • Damian Redmer pisze:

      Doskonale rozumiem co masz na myśli: z jednej strony poczucie winy i stres pcha nas do działania (to logiczne), ale z drugiej badania i obserwacje potwierdzają też, że zwiększa skłonność do prokrastynacji. Mega sprzeczność. Postaram się ją wyjaśnić dodatkowym badaniem w jednej z kolejnych prezentacji 🙂

      • Arek pisze:

        Damianie, dobrze to ująłeś. Rzeczywiście dbałość o pewne sprawy, nierzadko dużym wysiłkiem woli, zwiększa skłonność do prokrastynacji. Wynika to pewnie z „nadwyrężenia” woli czy też wykorzystania ograniczonego zasobu energii wolicjonalnej, że się tak wyrażę. Pokazywałeś to w jakiejś prezentacji dot. wpływu natężenia woli na dalsze badanie, do której miałem uwagę o wpływ podwyższonego poziomu cukru.
        Jednak zaznaczanie na liście pozycji niewykonanych i odrzucanie winy (w jaki sposób?) nie przekonuje mnie. Sądzę, że raczej ilość zaznaczonych „kratek” powoduje tak wysoki wzrost natężenia poczucia winy, że w końcu wykonuje się daną czynność.

  19. Robert pisze:

    Jestem ciekaw , czy to się sprawdza w postanowieniach, które mają wykluczyć jakieś (negatywne) działanie, np:
    – nie oglądam tv
    – nie palę
    – nie oglądam internetu w pracy
    ?

    • Damian Redmer pisze:

      Tak, jak najbardziej 🙂 Bez śledzenia często obsunięcie się, w którymś z takich celów powoduje, że kompletnie go zarzucamy na jakiś czas, a przy śledzeniu zazwyczaj naturalnie ten czas jest „przerwy” dużo krótszy.

  20. Aneta pisze:

    Potwierdzam, że ta zasada ma ogromną moc. 3 lata temu zaczynałam moją przygodę z bieganiem. Z założenia miało to być 2-3 biegi w tygodniu. Z powodu zdrowotnych nie mogę bowiem biegać codziennie. Od samego początku prowadzę tzw. dziennik biegania czyli zapisuję codziennie, czy był bieg, czy nie. Jeśli był, to zapisuję godzinę rozpoczęcia i zakończenia, opis trasy, czy jakiś szczegół dotyczący konkretnego treningu. Dla mnie ten moment, gdy wracam z biegania i mogę w tabelce przy aktualnej dacie zapisać kolejny bieg jest chyba jedną z większych nagród. Ta pętla nawyku jest świetnie opisana w książce „Power of Habit” (Charles Duhigg). Oczywiście z powodów obiektywnych – pogoda, nadmiar pracy, wyjazd, choroba, inna niedyspozycja zdarzają się tygodnie, gdy są same minusy. Nie mniej spoglądam na wcześniejsze zapiski i widzę, ile już w danym miesiącu, roku udało mi się osiągnąć i to motywuje mnie do tego, aby nawet po tygodniu bez biegania założyć strój i wyjść na dwór. Wiem, że gdybym postanowiła sobie biegać codziennie, to moja motywacja szybko by spadła. Fizycznie nie byłaby w stanie tego osiągnąć. Ponieważ założenie od początku było skromniejsze – regularne bieganie 2-3 razy w tygodniu, to i szansa na powodzenie wzrosła. W tej chwili nie wyobrażam sobie, aby porzucić tę aktywność, nawet jeśli okresowo mam dłuższe przerwy. Pozdrawiam i życzę wiele radości z wprowadzanych w Waszym życiu zmian 🙂

    • zuzia pisze:

      ja też biegam 3 razy w tygodniu, gdyż jest to o wiele zdrowsze niż codzienne bieganie – umożliwia wprowadzenie dni „restowych”, w których organizm się regeneruje, powodzenia 🙂

  21. Artur pisze:

    Od dłuższego czasu planuję sobie każdy dzień, końcem tygodnia rozpisuję cele na następny i podobnie z miesiącem (celów na cały rok jeszcze nie rozpisuję – ale na pewno kiedyś zacznę). Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że dobrze by było widzieć co mi się udało zrobić, a co nie. Teraz pod koniec każdego dnia stawiam fajkę przy celu, który zrealizowałem i iksa tam, gdzie się nie udało. Następnie zaglądam w plany tygodniowe, przeglądam cele, i jeśli coś udało mi się zrealizować to stawiam tam kropkę. Pod koniec tygodnia sobie to podsumowuję i sprawdzam, czy np. przez te 2 dni poświęciłem 1.5h blok czasu na naukę gry na gitarze – by stawić ostatecznie fajkę albo iksa. Gdy podsumowywuję dany tydzień to podobnie sprawdzam realizację celów na dany miesiąc i sobie oznakowuję 🙂 I cele mam różne – nie tylko te cykliczne, ale również i te jednorazowe.
    Nie ukrywam, iż cele sobie upycham, bym był w stanie zrobić jak najwięcej, a nie rzadko się zdarza, iż po prostu mi się nie uda i mam iksa. Z początku lekko to bolało, ale sobie uświadomiłem, że i tak to nic dziwnego, że nie daję sobie rady ze wszystkim i po prostu sobie wybaczam. Rezultat? Jeżeli czegoś nie robiłem przez dłuższy czas i mógłbym o tym całkowicie zapomnieć, to sobie przypominam i wracam do realizacji tego celu – nie zawsze w takiej częstotliwości w jakiej bym chciał, ale to wina tego, że nie dysponuję sporą ilością czasu (szkoła), a mam trochę innych celów i czasami po prostu potrafię zmarnować sporą ilość czasu – ale z tym jakoś walczę 🙂

  22. Mike pisze:

    Damianie, czy jesteś pewien, że „ignorancja” jest w Twojej prezentacji właściwym słowem…Zdaje się, że użycie słowa „ignorancja”, gdy de facto chodzi o „ignorowanie” (czy też zaniedbywanie) – jest właśnie pewną małą „ignorancją” 🙂

    • Damian Redmer pisze:

      Hej masz rację. Przyznaję się otwarcie – miałem mylne pojęcie o znaczeniu słowa „ignorancja”. Zdecydowanie chodziło mi o „ignorowanie”. Dzięki 🙂

  23. Szymon pisze:

    Myślę że równie dobrze ta zasada działa poprzez zwykłe planowanie kiedy wykonaną czynność wykreślamy z listy. Pojawia się wtedy zwykle bardzo przyjemne uczucie co ma znaczący wpływ na pogłębianie naszej samodyscypliny. To jest dokładnie ten sam schemat. Dlatego pomimo tego że jest po godz. 1, idę za chwilę poćwiczyć 🙂

  24. Wojtek pisze:

    Witaj,
    Dokładnie to, co piszesz czyli wyznaczanie swoich celów w tym przypadku trzymanie się danego postanowienia, to klucz do każdego sukcesu! Systematyczna praca nad sobą daje efekty, a nie biadolenie. 😉
    Pozdrawiam Ciebie ,
    Wojtek

  25. Michał pisze:

    Cześć,
    zauważyłem, że w Twojej prezentacji niewykonane postanowienie w danym dniu zaznaczyłeś „X”, zaś, gdy pokazywałeś swojego Tom’s Plannera w jednej z prezentacji EWS – przy porzuconych zadaniach nic nie zaznaczałeś. Moje pytanie – czy to wynika z tego, że coś w między czasie odkryłeś, np. stawianie sobie „minusów” jednak nie szkodzi osiąganiu celów? Czy może to moja zwykła nadinterpretacja? 😉

    • Damian Redmer pisze:

      Ani to, ani to – po prostu nie używam Tom’s Plannera do śledzenia postanowień, więc nie znajdziesz w nim żadnych minusów. Tom’s Planner służy mi wyłącznie do organizacji projektów i zadań do zrobienia, natomiast swoje postanowienia (np. wstawanie o zaplanowanej porze, codzienny sport, liczbę wykonanych Złotych Godzin w stosunku do planu) śledzę gdzie indziej.

  26. Sławek pisze:

    Witaj Damianie,
    proszę o informacje w jaki sposób można pobrać mapę myśli z streszczenia książki „Nawyk samodyscypliny” ?

  27. Dorota pisze:

    Bardzo fajne te prezentacje, gratuluję entuzjazmu i wciąż nowych pomysłów. Pozdrawiam

  28. Michał S pisze:

    No rozumiem że te 60 sekund dziennie to rodzaj takiego bezpiecznika-zamiennika. Zamiast wykonać zadanie można użyć tego bezpiecznika – oczywiście z wyczuciem, gdyż zależy czy ktoś ma większy problem z poczuciem winy, czy z poczuciem krzywdy 😉

  29. Jacek pisze:

    Fantastyczne!!!

  30. Justyna pisze:

    Szukałam miejsca gdzie zostawić wiadomość do Ciebie! Robisz bardzo dużo fantastycznych rzeczy i po prostu chciałam, żebyś wiedział, że wielu ludzi Cię docenia, ja na pewno! Pozdrawiam!

  31. zuzia pisze:

    witam!
    wydaje mi się, że to jest bardzo prawdziwe odkrycie i zgadzam się z teorią w obu ostatnich prezentacjach, ale chciałabym się podzielić jeszcze jednym moim sposobem, który wymyśliłam ponieważ jestem w stanie sobie wyobrazić okoliczności (wilgotna dżungla, gonią nas tygrysy), kiedy nawet znalezienie kawałka kartki, nie mówiąc o komputerze) jest niewykonalne.. dlatego mój sposób opiera się na tym, że kiedy obieram jakąś rzecz, co do której jestem pewna, że jest wartościowa i chcę, aby stałą się częścią mojego życia (nawyk, rytuał, jak to nazwiemy- nieważne), to jednocześnie akceptuję, że na pewno pojawią się okoliczności zewnętrzne, które mnie od mojego postanowienia będą mogły odciągać, a może nawet odciągną; po prostu zakładam, że w tych okresach, awansem odpuszczam moje postanowienie i nie wykonuję go (oczywiście wcześniejsza ocena niewykonalności musi być rzetelna!), ale po ustąpieniu tych okoliczności natychmiast do mojego postanowienia wracam (można to porównać do ubierania kapci w domu), zdając sobie sprawę, że skoro wcześniej je podjęłam, to jest ono dla mnie ważne;
    opiera się to na niezbitym fakcie, że w naszym życiu przeważa mniejszy lub większy ład, czy może nawet rutyna; to właśnie w tej codzienności (niekoniecznie przecież szarej) toczy się gros naszego życia, więc jeśli wykonam moje postanowienie w tej codziennej rzeczywistości, to jest mój mały krok do upragnionej wizji siebie, zaś to, co jest wyjątkowe w życiu (wakacje, święta, podróż, wizyta) stanowi mały procent naszego czasu;
    dzięki temu nie ma mowy o błędach, poczuciu winy itd i nie ma w moim podejściu negatywnych uczuć wobec siebie (i tego nieprzewidywalnego świata, który mnie od mojego postanowienia odrywa..), wymaga to tylko szczerości ze sobą i rzetelności w ocenie tego, co jest niewykonalne i przez jak długi okres czasu:) zapewniam, że działa!

  32. Darek pisze:

    Dobre. Ja mam problem z podejmowaniem decyzji o postanowieniu… PS ostatnio wygooglalem to, krótkie ale treściwe: http://www.turba.pl/wlasciwe-pytania-pomagaja-podejmowac-dobre-decyzje-koniecznie-je-sobie-zadaj/

  33. Kamil pisze:

    Panie Damianie, jest Pan absolutnym geniuszem , długo szukałem takiego bloga który pomoże na moje niewyobrażalne lenistwo i brak samodyscypliny i teraz już nie odwiedzam nic innego 😀 czekam z niecierpliwością na kolejną edycje Brain Masters University!!!

  34. Kasia pisze:

    Witam Damianie, bardzo podobobają mi się Twoje różne porady, proste, czytelne, miłe w odbiorze- bardzo naturalne. Mam pytanie. Stosuję różne metody pracy z celami itd. mam taki problem, że monituruję drobne i większe cele robiąc kalendarz gdzie robię taki wężyk z plusów lub minusów… i to co do etapu ignorancji… kiedy 10 dni z rzędu nie ćwiczę, kolejny dzień uzupełniam na nie, to włącza mi się właśnie ignorancja na działanie, a co mi tam, najwyżej będzie kolejny minus… odrobina złości tez się pojawia, ale jest zbyt silny i demotywuje, lub za słaby- nie motywuje mnie do zmian.. jak temu zaradzić? Myślę, że mój największy problem to odpowiedzialność za sukces czy też porażkę, poniekąd boję się i jednego i drugiego..poniekąd paradoks ale tak własnie to u mnie działa i nie wiem jak przerwać to błędne kolo, zwłaszcza, że trudno cieszyć mi się z efektów gdyż… zawsze mogłam to zorbić lepiej- forma niezdrowej ambicjii. Myślę, że kluczem do sukcesu sa 4 kroki:
    1. postawić cel
    2. robić próby, działać, może spartolę 10 razy, ale osiągne wiecej niż ten co spróbuje raz asekuracyjnie
    3.zakończyć proces- lepsze bywa wrogiem dobrego
    4 ucieszyć się z sukcesu, aby miec energię na nowe cele
    Co o tym myslisz?
    Kasia

    • Damian Redmer pisze:

      Ja naciskam na 2. punkt i staram się (i sugeruję) przy każdej próbie coś zmienić. Inaczej stosunkowo rzadko udaje się w czymś wytrwać (bez wprowadzania dodatkowych zmian). Jeśli chodzi o zakończenie procesu, to ja to u siebie rozumiem w ten sposób, że dana czynność, zwyczaj, nawyk, sposób żywienia, cokolwiek stało się po prostu mną i nie muszę się już do tego dyscyplinować, aby to wykonywać (dzieje się samo na zasadzie pełnego nawyku lub stało się częścią mojej natury do tego stopnia, że dziwnie bym się czuł nie robiąc tego). To uznaję za sukces.
      Jeśli chodzi o to, że po 10 „porażkach” z rzędu spada chęć, to jak najbardziej masz rację. Też tego doświadczyłem. Tak to po prostu działa. Dlatego mega ważne jest szybkie wprowadzanie zmian/poprawek i niedopuszczanie by te porażki układały się w ciąg.

  35. Kamil pisze:

    to nie jest współczucie rozumiane jako użalanie się nad sobą. Chodzi o współczucie w rozumieniu tradycji buddyjskiej. Rozumiem i czuję, co się dzieje ze mną czy z drugą osobą, ale jednocześnie mam aktywne nastawienie, aby coś z tym zrobić. To takie współczucie z jajami. Może na początku się trochę poużalam, robiąc przestrzeń dla tego, co jest trudne, ale później aktywnie z tym pracuję.

  36. Kaja pisze:

    Nie używaj słowa „ignorancja” jako niezmotywowania lub ignorowania czegoś. „Ignorancja” to „głupota” lub „brak wiedzy”.
    🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *