1 czynnik – wspólna cecha super-sportowców

Gdy w jednym z badań przeanalizowano 16 supersportowców (wielokrotnych medalistów) oraz 16 również profesjonalnych, ale mniej utytułowanych sportowców, ujawniła się jedna zdumiewająca różnica.

Okazało się, że absolutnie KAŻDY z supersportowców miał w swoim życiorysie pewne szczególne wydarzenie.

Co to za wydarzenie? Czego nas uczy?

Zapraszam po odpowiedzi:

Znalazłeś w tym wartość?

Podziel się i pomóż innym także znaleźć ten materiał:

Zobacz również:
Komentarze (14):
  1. Kuba pisze:

    Fajnie się ciebie słucha, Maciek 🙂 Ktoś tam w komentarzu na yt cię skrytykował, że nie masz dykcji – ja np. bez większych problemów rozumiem absolutnie każdą pojedynczą literkę w słowach jakie mówisz 🙂
    Co do tego jednego wydarzenia – zgadłem już tydzień temu, że to będzie to 🙂
    Ja miałem takie wydarzenie 🙂 Uśmieszek, ale niby dlaczego? Bo żadnym z nich się akurat nie przejąłem. Jeden z rodziców zmarł mi jak miałem 11 lat i co prawda przez pierwszy rok może i ubolewałem, ale teraz, po ponad 6 latach mam to gdzieś, zaakceptowałem to.
    O czym będzie prezentacja za tydzień?

    • Maciej pisze:

      Za tydzień Damian wraca 🙂 Nie wiem jeszcze z czym, więc też będę miał niespodzienkę 😉
      Dziękuję za tę opinię – sam się bardzo cieszę, że widzicie moje postępy, a nad dykcją i tak bym popracował. Nawet jak jest dobrze – to może być lepiej 🙂

      • Arek pisze:

        Dykcję zawsze miałeś dobrą.
        To tylko sposób mówienia był trochę irytujący. W porównaniu z Damianem, który ma inny tembr głosu, mówi naturalnie (Maćku, Ty mówisz do audytorium, Damian mówi do kolegi w pokoju), Twój znacznie od niego odbiega. Różnice się dość widoczne. Poza tym Damian robi błędy, coś przejęzyczy, pomiesza, zaraz się poprawia i jest to takie bardzo naturalne. Mówi blisko, że się tak wyrażę. Ty zaś, jakby starasz się by wszystko wyszło dobrze, więc jest sztywniej i sztucznej. A błędy są normalne.
        Ostatnie poprawy są duże. Sądzę, że lekkie przyspieszenie mówienia wyszłoby mu na dobre, pomijając malkontentów dykcyjnych. Można by wówczas zwiększyć ilość treści w jednostce czasu. Przyznam się, że często ustawiam szybszy odczyt prezentacji, by szybciej zapoznać się z jej treściami.
        Pozdrawiam i życzę powodzenia!

  2. Erwin pisze:

    Witam
    ciekawe wnioski wyciągasz, ale muszę się zgodzić że coś w tym jest.
    Trauma o ile nie przerodzi się w rozpacz może skłonić nas do wielkich rzeczy i przekraczania barier.
    Podobało mi się.
    Pozdrawiam Erwin

  3. Mariusz pisze:

    Trzeba przeżyć ciężkie chwile, żeby docenić to co oferuje nam życie. To właśnie trudne momenty sprawiają, że z rozkapryszonego dziecka stajemy się dojrzałym człowiekiem. Na tym polega rozwój każdego z nas.

  4. Przemek pisze:

    Jest takie stare powiedzenie:
    Co nas nie zabije to nas wzmocni!

  5. Maciek pisze:

    Maćku dzięki za cenne informacje. Z dużym zainteresowaniem śledzę Twoje prezentacje – czerpię z nich sporo inspiracji 🙂
    Jako ciekawostkę w poruszanym temacie mogę dorzucić, że kiedyś słyszałem z bezpośredniego źródła (tzn. od osoby, która się tym zajmowała), że obecność poważnej traumy na wczesnych etapach życia, jest również bardzo ważnym czynnikiem przy selekcjach do jednostek specjalnych. Bo właśnie osoby które w sobie taką traumę przepracowały, posiadają zwykle najsilniejszą zdolność, do radzenia sobie z przeciwnościami i do budowania niezwykłych osiągnięć.
    Jedna uwaga – kiedyś zwrócił mi na to uwagę przyjaciel i wziąłem to sobie do serca, może Tobie też się przyda: zwrot „Odpukać …”, powszechnie używany w naszym języku (a kiedyś również przeze mnie) oznacza (za definicją PWN): „zgodnie z przesądem zapukać kilka razy dla zabezpieczenia przed urokiem”. Czyli odnosi się do pogańskiego zwyczaju „odpukiwania”, które ma nas przed czymś ochronić. Osobiście, po uświadomieniu sobie tego faktu, po prostu wyrzuciłem ten zwrot z mojego języka. Może Ty też rozważysz takie rozwiązanie 🙂

    • Maciej pisze:

      Dziękuję za opinię 🙂
      A co do „odpukać” to zwrot zmienił swoje znaczenie i w języku, którym posługujemy się na co dzień nie przenosi już znaczeń pogańskich ani okultystycznych – możesz go więc śmiało i bezpiecznie używać 🙂

      • Maciek pisze:

        Oczywiście wszystko w wolności 🙂
        Osobiście nie dostrzegam także sensownego „współczesnego” znaczenia tego zwrotu, ale myślę że to zupełnie nie miejsce na takie dyskusje, więc zamykam temat. Wtrąciłem tylko z racji, że dla mnie było po prostu odkrywcze i rozwijające zadanie sobie pytania „Co ja w zasadzie tym wyrażeniem przekazuję?”
        Raz jeszcze dzięki za dobre i ciekawe materiały!

  6. Arek pisze:

    Witam
    Wszystko to prawda. Podpisuję się obiema rękami.
    Ale… Badacze znowu w y n a j d u j ą k o ł o! Każdy ze środowiska sportowego zna masę takich przypadków, gdy sukcesy sportowe są kompensacją jakichś niepowodzeń życiowych, czy ucieczką ze środowiska, w którym się urodzili i wychowywali. Dlatego znakomitymi sportowcami są dzieci rodziców z marginesu społecznego, alkoholików, bitych przez rówieśników lub poniżanych, jak również wywodzących się z trudnych warunków bytowych, często ze wsi, gdzie poza nauką w szkole trzeba narobić się przy gospodarce i w polu. Mają jeszcze czas by jechać kilkadziesiąt kilometrów na trening i teg samego dnia te kilkadziesiąt kilometrów wrócić.
    Te wyniki badaczy to tylko potwierdzenie, cytując klasyka , „oczywistej oczywistości”. Tak jakbyśmy widząc, że mleko jest białe, potwierdzali nasz ogląd badaniami naukowymi. Hura! Mleko jest białe, co właśnie udowodniliśmy naszymi badaniami. Czy tylko o to chodziło w badaniach?
    Tu mam pytanie do Maćka – czy w badaniach różnicowano te tzw. traumy? Czy określano stopień obciążenia psychicznego danej osoby tymi traumami? Czy eliminowano wpływ innych czynników?
    Jeżeli wnioski z badania „totalnie zaskoczyły jego autorów”, to – sorry za opinię – ci badacze chyba spadli z Księżyca. Totalna, ale nieznajomość tematu. Jakby życie na bezludnej wyspie. Ciekawe, jakie przesłanki spowodowały ich wnioski o szczęściu? Stąpając twardo po polskiej ziemi dodam, że historie życia PRL-owskich wybitnych sportowców wskazują właśnie na efekt wybicia się z trudnych warunków, kompensację urazów psychicznych i… fizycznych! To jest norma. Byłem bity i poniżany to zostaję mistrzem sztuk walki, mistrzem olimpijskim. Nikogo nie biję, a wszyscy wiedzą, że teraz mogę zamienić role i wlać niegdysiejszym cięmiężycielom.
    Nie spotkałem się z opiniami o szczęściu, jako źródle rozwoju sportowca. Sportowiec płaci dużą cenę za swoje wyniki (tematu nie będę rozwijał, bo wyjdzie dłużyzna jak w komentarzu do poprzedniej prezentacji), więc musi go coś motywować do zapłacenia tej, całkiem sporej, ceny i wytrwania w postanowieniu. Na pewno nie dobrobyt czy poczucie szczęścia. (Widzieliście jak młode gimnastyczki płaczą rozciągane przez trenerów? Ja widziałem! Gdzie tu szczęście? Do wyniku dochodzi się przez łzy i rezygnację z wielu przyjemniejszych rzeczy.) Dawniej sportowcy robili wyniki dla Polski i symbolicznego uścisku dłoni prezesa. Napędzała więc ich motywacja wewnętrzna. Nie jeździli do Tybetu, by w medytacji pod wodospadami praktykować poczucie szczęścia. Ich motywacja musiała mieć inne źródło.
    Sam znam medalistów mistrzostw międzynarodowych mających matkę alkoholiczkę, ojca alkoholika, wywodzących się z drobnych grup kryminalnych, poprawczaków, domów dziecka, którzy poprzez trening i osiągnięcia widzieli szansę na opuszczenie pijackiego grajdołka. Jeśli ktoś miał rodzica nadmiernie pijącego lub kogoś takiego w rodzinie, to wie, że trauma jest ciągle, każdego dnia, włącznie z psychicznym i fizycznym maltretowaniem dziecka, z którego później wyrasta wybitny sportowiec.
    Dlatego takie badania oczywistości traktuję, jak badania składu paprochów w pępku. Ciekawe, ale jeśli nie poparte konkretnymi wskazówkami dla grupy docelowej – bezwartościowe. Być może ktoś zrobił doktorat na oczywistości.
    No, dobra. Jakie więc wnioski dla sportowców i ich rodzin? Co z badań wyciągną alkoholicy? Co wynika z nich dla młodocianych złodziei, dziwek i bandytów? Co badacze dla nich uczynili poza pokazaniem, że urazy psychiczne mogą (ale nie muszą) prowadzić do mistrzostwa sportowego? Maćku, co ci badacze przyczyn wybitnych wyników sportowych dali sportowcom i ich środowisku w wyniku tych badań?
    Na koniec jeszcze zapytam: czy ci badacze sprawdzili wpływ tych urazów na rozwój społeczny człowieka? Historie życia Anthoniego Robbinsa i Briana Tracy, opowiadane przez nich samych, to pierwsze z brzegu przykłady, które mi przychodzą do głowy, a które znają chyba wszyscy Czytelnicy Rozwojowca. Bolące odciski życia tych osób zaprocentowały ich dynamicznym rozwojem, a w rezultacie – lepszym rozwojem osobistym ich czytelników, słuchaczy i widzów, a więc całych społeczeństw. Takich efektów oczekuję po tego typu badaniach.
    Z niecierpliwością czekam na kolejną prezentację o sportowcach – mistrzach samodyscypliny.
    Pozdrawiam
    Arek

  7. Mike Goss pisze:

    To prawda. Po prawdziwej traumie trzeba nauczyć żyć się na nowo i odnaleźć sens. Dla niektórych może to być sport. Dla niektórych praca. Dla niektórych rodzina. Ale dla wielu to jest uzależnienie, izolacja, wycofanie, choroba, samobójstwo. To zależy, ja straciłem syna prawie 7 late temu w wieku 5 lat zmarł na białaczkę. Jestem szczęśliwy, że byłem z nim 5 lat i dumny z niego (wile musiał przejść). To jest ogromne zobowiązanie, żeby żyć dalej i lepiej, Myślę, że to właśnie z tego pochodzi ta siła, że mimo traumy człowiek najpierw uczy się żyć z tym bólem, a potem osiąga coś więcej.

  8. Mateusz pisze:

    Witam Cię Maćku. Bardzo ciekawa prezentacja.
    A co sądzisz o takiej uwadze, że budowanie czegoś w oparciu na ucieczce od pewnych emocji lub wydarzeń ( jak np lęk przed czymś lub własnie jakieś traumatyczne wydarzenie z przeszłości – w stylu” nigdy więcej tak się nie stanie/ ja taki nie będę ” ) powoduje wzmocnienie tego od czego uciekamy ? W momencie gdy np sportowiec zaczął trenować koszykówkę ponieważ był wyśmiewany i bity przez rówieśników i chciał pokazać światu że jest coś wart, on ciągle sobie czegoś nie wybaczył i rozdrapuje stare rany.
    Pozdrawiam

    • Arek pisze:

      Cenna uwaga, Mateuszu!
      Mentor mojej magisterki, socjolog, zapytywała – czy aby techniki doskonalenia siebie, wmawiania sobie brakujących cech, nie powodują potwierdzania własnych ułomności? W takiej perspektywie uprawianie sportu i odnoszenie sukcesów jako panaceum na urazy psychiiczne, może je utrwalić. Psychika i umysł ludzki są niezwykle skomplikowane, więc takie wewnętrzne żale i obwiniania na pewno mają miejsce.
      Jaka będzie mysz zamieniona w lwa? Jak się zachowa gdy zobaczy kota? A gdy kot ją zaatakuje, czy wykorzysta ciało lwa, czy umknie podwijając pod siebie ogon?
      Znałem mistrzynię Polski w kulturystyce, przepiękną kobietę o doskonałym ciele. Podjęła ćwiczenia bo była zakompeksiona na punkcie swojego wyglądu (pewnie dały znać o sobie jakieś wydarzenia z dzieciństwa gdy była brzydkim kaczątkiem). Gdy została mistrzynią, kompeksy pozostały i w rozmowie z nią były do wychwycenia.
      Prace naukowe analizujące te zjawiska, na pewno powstały. Kwestia czasu na ich wyszukanie i opracowanie.
      Pozdrawiam
      Arek

  9. Ola pisze:

    Witam. Nie jest to może na temat, jednak mam problem odnoście kodów umysłu. Zamówiłam je, informacja o potwierdzeniu transakcji dotarła a potem cisza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *