Kryzys Czytelnictwa – prawda czy mit?

Doniesienia o kryzysie czytelnictwa docierają do nas regularnie. Według badań 62% Polaków nie przeczytało w zeszłym roku ani jednej książki, a ma być coraz gorzej.

Czy aby na pewno?

Obejrzyj i się przekonaj:

Znalazłeś w tym wartość?

Podziel się i pomóż innym także znaleźć ten materiał:

Zobacz również:
Komentarze (45):
  1. Małgorzata pisze:

    Jestem już w średnim wieku. Jako dziecko czytałam mnóstwo książek beletrystycznych, ale czy było to wartościowe? Mogło powodować przerost wyobraźni i brak kontaktu z otoczeniem. Teraz czytam mniej, głównie w internecie. Jednak dziś jest o wiele łatwiej znaleźć coś na każdy temat, który mnie zainteresuje. Również poradniki, których kiedyś nie było tyle, wiadomości z różnych dziedzin. Uważam, że jest teraz lepiej.

    • Maciej Prósiński pisze:

      Ciekawe stwierdzenie: „przerost wyobraźni” i kiedy je przecztytałem, zdałem sobie sprawę, że wcale nie jest mi obce. W młodości szkolnej zdarzało mi się na przykład, że bujne wyobrażenie negatywnych konsekwencji mojego czynu czy słowa paraliżowało mnie bardziej niż gdybym wyobraził sobie sytuację realistycznie. Bez rozwiniętej wyobraźni, negatywny efekt tego stanu rzeczy nie byłby tak dotkliwy i tu pojawia się pytanie – czy można mieć ZBYT rozwiniętą wyobraźnię?
      Dziękuję Małgorzato za inspirację 🙂 Kto wie, może znajdzie ona swoje owoce w jednym z naszych wideo na blogu?

  2. Krzysztof pisze:

    Rzeczywiście przeliczając na przeczytane słowa może się okazać, że przeciętny „komórczak” czyta więcej sms-ów niż zawiera niejedna książka. Pytanie tylko czy ilość przekłada się na jakość. I nie chodzi mi tu o wyższość literatury pięknej. Ale o bardziej praktyczny aspekt wysiłku intelektualnego włożonego w czytanie. Myślę, że możemy mieć problem z czytelnictwem, choć może on nie dotyczyć ilości, a formy czytania. 150 znaków nie rozwinie pamięci, wyobraźni czy samodyscypliny.

  3. Wojtek pisze:

    A gdzie w tych statystykach umiescilibyscie książkę mowiona, czyli tzw audiobooki?
    Nie jest to czytanie sensu stricte, ale posiada wiele zalet czytania książek.

    • Maciej Prósiński pisze:

      Z audiobookami jest ten problem, że nie są one czytaniem sensu stricto. To znaczy, nie przetwarzamy wizualnie tekstu. Audiobook będący powieścią może, owszem, poszerzyć nasze horyzonty, rozwijać wyobraźnię, zmuszać do intelektualnego wysiłku, rzucać wyzwanie etc. jednak teoretycznie po latach wypełniania czasu audiobookami i unikania tekstu podawanego wizualnie, możemy obudzić się z wtórnym analfabetyzmem. Pociechę mielibyśmy w tym, że gdybyśmy w takim stanie odświeżyli umiejętność czytania, to zapewne (dzięki audiobookom) od razu czytalibyśmy ze zrozumieniem, jako że audiobooki utrzymałyby u nas umiejętność skutecznej interpretacji.

  4. Mateusz pisze:

    To ja może też się wypowiem – skoro zachęciłeś – no i skoro zaliczasz sekcję komentarzy do czytelnictwa.
    Odpowiadając na pytanie z prezentacji, osobiście zauważam, że z roku na rok czytam więcej, dzięki rozpowszechnieniu się technologii i łatwości w dostępie do różnego rodzaju materiałów – e-booki na Kindlu, blogi, platformy renomowanych pism – polskich i zagranicznych itd. Także dostęp do książek stał się dzięki temu dużo prostszy.
    I powiem szczerze, że ja również zastanawiałem się, czy rzeczywiście mamy problem z czytelnictwem, czy też kwestia ta jest rozdmuchana medialnie (jak zauważyłeś w prezentacji – czy książka może stanowić jednostkę przeliczeniową dla zbadania ogólnego poziomu czytelnictwa, ale również, czy rzeczywiście następuje regres czytelnictwa, czy może zawsze było ono ogólnie wśród populacji niskie). Początkowo wychodziłem dokładnie z takiego samego założenia jak prezentowane powyżej. Jednak w ostatnim czasie byłem zmuszony zrewidować swój pogląd, z kilku przyczyn.
    Po pierwsze, rozumiem założenie autorów badań traktujących na temat czytelnictwa. Nie sposób zbadać ogólnie ilości przeczytanych materiałów. Blogi, czasopisma, komiksy itd. Rozszerzając ich listę zaczniemy dochodzić do pytań, czy do czytania zaliczyć wiadomości przesyłane komunikatorami, SMSy, hasła reklamowe na banerach etc.
    Po drugie, kwestią pozostanie jakość. Książka, choćby i harlequin jak podejrzewam, przejdzie etap redakcji, który podniesie jakość słowa pisanego. Tymczasem dzisiejsza kultura „masowej produkcji” artykułów prasowych i internetowych powoduje, że można w nich znaleźć mnóstwo błędów – nie tylko językowych, ale także merytorycznych. Ja osobiście wielu artykułów nie jestem w stanie „doczytać” do końca – także ze względu na kulturę clickbaitu – kiedy nagłówek sugeruje zupełnie inną zawartość i jakość artykułu.
    Dochodząc do sedna przydługiego komentarza, od niedawna pracuję również z ludźmi w różnym wieku, głównie jednak z młodzieżą, i dostrzegam rzeczywisty spadek – nawet jeśli nie czytelnictwa sensu stricto, to zrozumienia tekstu czytanego. Jakkolwiek rozumiem, że nie mogę przekładać mojego (ograniczonego) doświadczenia na ogół zachodzących w społeczeństwie zmian, to jednak doniesienia medialne i różnego rodzaju statystyki wydają się potwierdzać tą obserwację.
    Mianowicie dochodzę do wniosku, że dzisiaj, szczególnie młodzi ludzie (choć dotyczy to również w dużym stopniu dorosłych), nie są w stanie przeczytać ze zrozumieniem dłuższej formy pisanej. Artykuły prasowe jeszcze kilka lat temu były 2 razy dłuższe niż dziś, a podstawową formą komunikacji stał się twitter lub wiadomość tekstowa stanowiąca równowartość około 150 znaków. Widzę to również po fakcie, że młodzi ludzie nie są w stanie wyrazić się na jakikolwiek temat w formie dłużej niż kilka zdań.
    Oczywiście dochodzimy tutaj do innego pytania o rodzące się kompetencje i umiejętności. Być może to ja i mnie podobni za kilkanaście lat będziemy dinozaurami odstającymi od reszty społeczeństwa, bo nie będziemy potrafili wyrazić swoich myśli w 80 znakach nie licząc spacji, jednak osobiście uważam, że najbardziej straci na tym nasza kultura i nauka. A społeczeństwo pod względem dostępu do wiedzy podzieli się, niczym Morlokowie i Elojowie, na tych, którzy będą – czy to chcieli czy musieli – w stanie odbierać przekaz zawarty w literaturze, sztuce i nauce (w końcu naukowego artykułu nie napisze się w formie twittu) i na resztę. Tak naprawdę – to już się dzieje. Mam jednak nadzieję, że się w którymś momencie to uda się powstrzymać. A książka wydaje się na razie jedynym ratunkiem.
    I dziękuję wszystkim, którzy byli w stanie dotrwać do tego momentu – nie każdy by to potrafił. 🙂

    • Arek pisze:

      Brawo, panie Mateuszu! Z wielką przyjemnością przeczytałem pański komentarz. Z racji wspólnych poglądów możemy podać sobie ręce.
      Po tak obszernej wypowiedzi (oraz pana Adama, poniżej) mógłbym wprawdzie darować sobie prezentowanie swoich opinii. Niemniej niedługo odniosę się do filmiku, gdzie Autor zdaje się spłycać temat. Pewnie też krótko, z powodu braku czasu na pisanie. Jeśli mi się uda, przeanalizuję kilka tekstów z pudelka, onetu i TWP. Porównam z książkami z uznanej literatury. Harlequinów nie czytam, ale może też warto by było je ocenić pod kątem słownictwa? Właściwie, to można by zrobić kilkuminutową chociażby prezentację. Panie Maćku, czy może Pan zdradzić ile czasu trwa przygotowanie 10 minutowej prezentacji? Chodzi mi to, samo zrobienie filmu, mając gotowy materiał merytoryczny.
      Ciekawi mnie jeszcze, czy TWP był w oryginale, czy też tłumaczony? Teksty angielskie tłumaczone na język polski mają, za sprawą tłumacza, bogatszą warstwę treściową i stylistyczną. Jeśli przykład w prezentacji dotyczy języka angielskiego w TWP, to należy porównać z nim książki po angielsku o podobnej tematyce. Chodzi mi o różnice w długości i trudności zdań oraz różnorodności słownictwa i jego form.
      Po sięgnięciu dzisiaj do TWP widzę (mierząc „na oko”) zdania się dłuższe i bardziej rozbudowane niż na pudelku. Z drugiej strony taka prostsza prasa amerykańska jak USA Today, ma również bardziej rozbudowane zdania niż pudelek. A jak to się ma do książek amerykańskich? Ktoś analizował to zagadnienie?
      Pozdrawiam

    • Bezimienny pisze:

      Co do ostatniego, iz nie kazdy by to potrafil przeczytac to do konca. Ja czesto nie potrafie przeczytac do konca tekstow w internecie, bo w wiekszosci tego chlamu nie da sie czytac. Powierzchowne traktowanie tematu, ograniczona pisowania, proba sprzedazy czegos. Z wiekszoscia ludzi w tym momencie tez nie da sie rozmawiac. Ja zyje w czasach kilka lat do przodu wstosunku do Polski – z czego nie jestem zadowolony. Mieszkam w UK. Rozmowy nie ograniczaja sie do kilku zdan, a do kilku slow. Najczesciej nie mam ochoty podejmowac konwersacji, poniewaz przed jej rozpoczeciem, znam juz jej przebieg i jest smiertelnie nudna, totalnie zautomatyzowana i trwa poinizej 30 sekund. Nieraz Anglicy pytaja sie mnie, jak sie cos pisze po angielsku. Kryzys ma miejsce. Na Facebrednie juz mam uczulenie. I wiem, ze w PL bedzie podobnie jak w UK. Temat przez Macka naprawde potraktowany powierzchownie. Ledwo dotrwalem do konca. W tej chwili nawet gry nie rozwijaja. Kiedys gralo sie w RPG-i z rozbudowana fabula. nawet RTS mialy fabule. Teraz naciska sie ekran na tym, co zwa smart[ – hahaha, uwielbiam te okreslenie]phonem. Jedyne co rozwijasz, to zdolnosc klikania ekranu. Nawet nie stwierdze iz myszki, bo malo kto posiada, a tym bardziej gra w cokolwiek na komputerze [no chyba ze siada na komputer i wyciaga dumbphone]. Do gier sa konsole, na ktorych tez bezmyslnie naciskasz przyciski. Najzwyczajniej, od zachodu nadchodzi atak Orkow i maja bardzo silna bron o nazwie internet, ktora transformuje innych takze w nich. Ja przetrwalem wsrod nich, poniewaz posiadam Ulumulu. Ale musimy zniszczyc zlego demona, ktory internetem zamienia nasza kraine i wszystkie istoty zyjace w niej, w przebrzydle bezmyslne orki! Mowcie mi Bezimienny 😀

  5. Michał pisze:

    Artykuł to nie książka ani jej część, nie martw się nadrabiam statystyki i moje więcej niż siedem zapiszę na Twoje konto. Spoko,ludzie mniej kupują książek mniej wypożyczają to i nie czytają
    Na marginesie : Bartek recenzentem książek ? Jeśli kryzysu czytelnictwa nie ma to teraz będzie.

    • Maciej Prósiński pisze:

      Nie umieściłem tego w materiale, ale intuicyjnym (i w sumie po części zaprojektowanym przez autora) momentem, w którym robimy przerwę w czytaniu jest koniec rozdziału.
      Oznacza to, że przeciętna powieść też jest pofragmentowana i będzie konsumowana wg tych linii podziału. To czyni ją bliską konsumpcji choćby cyklu artykułów, gdzie kolejny kontynuuje temat poprzedniego lub naświetla go od innej strony podobnie jak rozdziały powieści.

      • Arek pisze:

        Panie Maćku, proszę nie porównywać cyklu artykułów z powieścią! Czy „Potop” lub „Nad Niemnem” czytał Pan jako cykl artykułów? Jakoś tego nie widzę. To tak, jak porównać długometrażowy film z cyklem krótkich reportaży, nawet połączonych tematycznie.
        Tę książkę Huxleya, też Pan czytał pofragmentowaną? To jedynie mogę złożyć kondolencje, bo minęła Pana cała przyjemność ze smakowania „przebywania” w tym idealnym świecie i rozgrywającej się akcji.
        Nauczyłem się czytać książkę (nietechniczną i niespecjalistyczną) „od deski do deski” i czuć ją całym sobą. Artykuł tego nie daje. Proszę się o tym przekonać empirycznie.
        Ja preferuję cykle powieściowe. Czyta się je jednym tchem, jedną książkę po drugiej. Poszczególne tomy odnoszą się do wcześniejszych postaci i wydarzeń, łącząc je z aktualnie przedstawianymi. Sam mniód!
        Pozdrawiam

  6. Robert pisze:

    A co z czytaniem wydrukowanych kartek często coś analizuje i przetwarzam dane ale wcześniej drukuje podkreślam i analizuje . Jak to ma sie wliczać w czytanie .
    Czytanie dziecku na dobranoc też powinno sie wliczać

    • Maciej Prósiński pisze:

      Słuszne spostrzeżenia 🙂

  7. Adam pisze:

    Niestety, twarde dane (coroczne badania Biblioteki Narodowej) można uznać za prawdziwe: w pytaniu o przeczytane książki, autorzy raportu pytają zarówno przeczytaną książkę klasyczną, ebooka, audiobooka, książkę w Internecie, a nawet fragment książki – i od wielu lat otrzymują że ok. 60% nie przeczytało żadnej, a ok. 10% powyżej 7 książek rocznie. W badaniu pada też pytanie o lekturę jakiegokolwiek tekst dłuższego niż 3 strony w jakimkolwiek medium – twierdzono na to pytanie odpowiada ok. 45% respondentów. To oznacza, że 55% procent Polaków jest poza kulturą pisma (to wszelkie praktyki, które wymagają czytania lub pisania, a także zdobywania tekstów, wiedzy o nich bądź kompetencji niezbędnych do korzystania z nich). To jest kryzys, ponieważ prowadzi nasze społeczeństwo do wtórnego analfabetyzmu i wykluczenia społecznego dużej grupy Polaków.

    • Maciej Prósiński pisze:

      Moja prezentacja jest podważeniem najpowszechniejszego sposobu mierzenia czytelnictwa i zadaniem pytania WAM co o tym wszystkim sądzicie jako widzowie 🙂 Nie jest udzieleniem odpowiedzi na to pytanie – na to przyjdzie czas, a komentarze jakie od Was dostałem przynajmniej po części zostaną wykorzystane w wideo. Dziękuję zatem także za Twój komentarz Adamie.

      • Magdalena pisze:

        To co napisał Adam jest prawdą. W artykułach prasowych autorzy tych artykułów powołują się na badania Biblioteki Narodowej, tylko że – jak to dziennikarze piszący przeważnie krótkie, skondensowane artykuły, czy tez robiący krótkie newsy, pomijają niektóre wwżne aspekty, jak na przykład: pytania zadawane respondentom w badaniach czytelnictwa!
        O ile mi wiadomo, jakiś czas temu Biblioteka Narodowa zieniła metodologię badań, i oprócz pytań o liczbę przeczytanych książek zadaje pytania dotyczące e-booków, audiobooków itp. a także o to, czy respondent przeczytał jakikolwiek tekst dłuższy niż 3 standardowe strony maszynopisu.
        I wciąż zastraszajacy odsetek osób odpowiada na to pytanie: nie.
        Nie ma się co oszukiwać: jeżeli ktoś czyta prasę naukową czy hobbystyczną, e-booki, porządnie prowadzone strony internetowe, blogi i tak dalej – w końcu przeczyta jakiś tekst dłuższy niż 3 strony maszynopisu.
        Badania wskazują jednak, że więcej niż połowa mieszkańców naszego kraju nie przeczytała nawet takiego tekstu.

    • Natalia pisze:

      Adam ma rację. Ale zastanawiam się czy sposób „podania” badań Biblioteki Narodowej w mediach nie powinien być inny, ponieważ gdy podajemy że 55% Polaków nic nie czyta, to te osoby nie czują się inne, nie mają potrzeby nic zmieniać, bo przecież „dużo ludzi nie czyta nie tylko ja”. Gdyby odwrócić przekaz i spowodować myślenie „czytają wszyscy wokół mnie to może coś przeczytam żeby nie być inny”? Ciekawe czy to sprawiłoby jakiś wzrost czytelnictwa, jak myślicie?

      • Arek pisze:

        Tak, takie podejście spowodowałoby wzrost czytelnictwa.
        Również pokazanie walorów czytania, uzyskanych przez to korzyści dla intelektu, bogactwa wysławiania się, zdobywanych kompetencji powinno zaowocować zwiększonym czytelnictwem.
        Człowiek dostosowuje się do społeczeństwa, w którym przyszło mu żyć. Jest również z natury leniwy. Jednak potrzeba społecznej akceptacji, a szczególnie grupy rówieśniczej, potrafi pokonać tendencję do lenistwa. W domach, gdzie rodzice dużo czytają, prawdopodobieństwo, że ich dzieci będą sporo czytały jest duże – dzieci bardzo potrzebują akceptacji rodziców. Tak, gdzie książki nie odgrywają żadnej roli, dzieci rzadko biorą się za czytanie opasłych tomów.
        Często u młodych ludzi spotykam się z opinią – co ja z tego będę miał, do czego mi się przyda przeczytanie „Potopu”, „Pana Tadeusza” czy powieści współczesnej? Pokazanie możliwych korzyści z czytania książek, czy choćby konkretnych tytułów, mogłoby spowodować sięgnięcie po książkę.

  8. Magda pisze:

    Sorry, ale nie zaliczyłabym do czytelnictwa wszelkiego rodzaju artykułów na blogach, Onecie, Pudelku!!! i facebooku, bo to można zaliczyć do czytelnictwa prasy.

    • Maciej Prósiński pisze:

      Czy w większym zbiorze „czytelnictwo” nie zawierają się mniejsze zbiory, takie jak „czytelnictwo literatury pięknej”, „czytelnictwo prasy” i inne? 🙂

      • Arek pisze:

        Matematycznie tak, jednak jakościowo…
        Panie Maćku!… Toć w szkole podają różnice między stylem literackim a gazetowym. Większa ilość nie przejdzie w lepszą jakość. Za to więcej razy wystąpią błędy ortograficzne, interpunkcyjne i stylistyczne, które opatrzą się, w efekcie czego łatwiej będzie Panu pisać podobnym, upstrzonym błędami, stylem.
        Nie stawiajmy równości między tekstami z FB, onetu, pudelku, wp i innych mediów internetowych a tekstami będącymi podstawą badań nad czytelnictwem. Rozumiem, że osoby nie czytające książek chcą znaleźć usprawiedliwienie przed samym sobą. Wyjście jest proste – wziąć książkę, przeczytać ją, opowiedzieć fabułę, przedyskutować ze znajomymi wątki czy zachowania. I odzyskać czyste sumienie.

  9. Ppp pisze:

    A może chodzi po prostu o KASĘ?
    Problemem nie jest ilość „statystycznych książek rocznie”, lecz ilość KUPIONYCH – materiały czytane na internecie są zwykle darmowe, a gazetę może czytać kilka osób, co zaburza statystyki sprzedaży.
    Pozdrawiam.

    • Maciej Prósiński pisze:

      Czasem jest tak, że interesy finansowe jakiś grup zbiegają się z interesami społeczeństwa.
      Jestem niemal pewien, że większość osób wierzących (słusznie lub nie) w olbrzymich wymiarów kryzys czytelnictwa, które jednocześnie z czytelnictwa żyją (w dowolny sposób związani zawodowo z branżą) mówią o problemie chcą by ludzie zwyczajnie nie zgłupieli i nie stracili zdolności czytania.
      Osobiste zarabianie na czymś absolutnie nie musi „zanieczyszczać” intencji. Poza tym mnóstwo ludzi wybiera branżę, w której pracują właśnie dlatego że wydaje im się ona tworzyć wartość i być potrzebna.
      Czasem odpowiedź na pytanie „Czy chodzi o kasę?” brzmi „Między innymi – tak, i nie ma w tym nic złego”.

  10. Marcin pisze:

    Książka zwykle ma jakąś wartość merytoryczną, która jest przynajmniej częściowo zweryfikowana, a artykuły, nawet te na pseudonaukowych blogach nie są wolne od błędów rzeczowych. Wydaje mi się, że książki długo pozostaną najbardziej wiarygodnym źródłem wiedzy. Internet jest super, ale trzeba uważać i weryfikować informacje, bo poważne błędy się zdarzają. Język niektórych artykułów internetowych jest taki, że nie da się tego czytać. O clickbaitowych tytułach już nie wspomnę. Uważam też, że e-book to książka i jego wartość jest podobna, tylko forma inna. Oczywiście nie można mylić e-booka z poradnikiem w pdf, bo te często również nie stoją na wysokim poziomie.

    • Maciej Prósiński pisze:

      Co masz na myśli pisząc „częściowo zweryfikowana”? 🙂
      Bo z tego co wiem, filtrem dla książek może być reputacja wydawnictwa lub autora, tak samo jak online zwracamy uwagę na serwis publikacji lub reputację bloga ew jego autora jeszcze zanim zaczniemy w ogóle kontakt z treścią by móc ocenić jej jakość.
      Chyba że masz na myśli coś innego?

  11. Henryk pisze:

    Och, Macieju, to boli! Przez kilka pierwszych minut myślałem, że to jednak jakiś żart, prowokacja, podstęp. Ale nie, Ty to na serio! :/ Mierzenie czytelnictwa ilością przeczytanych książek jest niedoskonałe i na granicy sensu, ale tylko dlatego, że ktoś NIE ROZUMIEJĄCY intencji może je sprowadzić ad absurdum, licząc gdziekolwiek przeczytane zdania, wyrazy, litery i spacje. I Ty to właśnie robisz 🙁
    Myślę, że jestem ostatnio na poziomie kilkunastu książek (połowa to słuchane w drodze audiobooki) w roku i uważam to za zupełną katastrofę, uwzględniwszy moje intelektualne potrzeby. Przed trzema dniami nabyłem (po wieczorze autorskim) powieść o ostatnim roku życia Gerharta Hauptmanna. 544 strony uznanego niemieckiego pisarza o laureacie Nagrody Nobla z Dolnego Śląska odpowiadają ilu, Twoim zdaniem, artykułom Pudelka i debilnym komentarzom dyslektyków na FB???
    Sorry, ale przekonałeś mnie, że jest dużo gorzej niż się obawiałem 🙁

    • Maciej Prósiński pisze:

      Jak napisałem wcześniej: CELOWO pominąłem jakość tekstów, jako że pomijają ją też autorzy większości badań, ankiet etc. – skoncentrowani na medium (książka) a nie na jakości treści.
      Ilość nie nadrabia jakości w przypadku tekstu pisanego a więc nie, miliard słów z artykułów pudelka nie zapewni rozwoju intelektualnego, który może nam dać jedna, dobra książka – ale o tym już wiedziałeś pisząc komentarz.
      Analogicznie 30 tomów Harlequina nie zapewni rozwoju intelektualnego, który zapewni przeczytanie na przykład kilkudziesięciu tweetów spierających się ze sobą, uznanych historyków. A przecież to krótkie, internetowe formy tekstowe do 140 kilku znaków.

      • Arek pisze:

        „Ilość nie nadrabia jakości w przypadku tekstu pisanego” – cieszę się, że się zgadzamy w tym punkcie. Po obejrzeniu prezentacji sądziłem, że jest odwrotnie.
        Harlequiny czyta się w innym celu niż tweety historyków. Co dadzą specjalistyczne tweety, gdy nie siedzi się w temacie? Nie lepiej przeczytać książkę lub książki z danego zakresu? Więc daje Pan zły przykład.
        Oczywiście, czytanie beletrystyki nie rozwinie wiedzy historycznej w takim stopniu, jak czytanie książek poświęconych historii. Czy mamy te książki zamienić na tweety beletrystyczne?
        ***
        A niech no mi Pan pokaże, gdzie na twitterze są takie dyskusje? Szukałem o Mikołaju Koperniku i astronomii – ciężko znaleźć. To co jest na twitterze, to jedynie okruchy tego, co znajduje się w książkach.

  12. Jakub pisze:

    Ciekawy materiał. Ja myślę, że bardzo ciężko o rzetelną statystykę czytelnictwa. Przyjęcie książki jako miary statystyki jest nie do końca dobre na pewno, ale ma też uzasadnienie. Przeczytanie książki jest generalnie bardziej wartościowe niż artykułów na Onecie czy Pudelku. Przeważnie na tych portalach są artykuły pisane dla sensacji, a mające w wielu wypadkach bardzo niską jakość merytoryczną. Warto zauważyć chociażby, że wielokrotnie mówi się o uzależnieniu od mediów społecznościowych właśnie typu Pudelka, a o uzależnieniu od zwykłej tradycyjnej książki jakoś się nie słyszy i nie słyszało… Książka jednak wymaga więcej wysiłku.
    W filmiku nie wspomniałeś również o audiobookach i wideo tutorialach. Audiobooki są bardzo popularne i z łatwością można je wypożyczyć z biblioteki (bynajmniej w dużych miastach). Często ludzie wybierają audiobooki, bo po prostu przyswajanie treści w taki sposób idzie im łatwiej. Są wzrokowcy i słuchowcy. Ktoś woli czytać, ktoś słuchać. Oczywiście, czasem ten wybór wynika z lenistwa, ale poprzez słuchanie też można uzyskać podobny rezultat jak czytanie. Wideo tutoriale (nie mówię tu o filmach fabularnych) często oglądamy zamiast czytania instrukcji z oczywistych względów: instrukcje często są pisane zawiłym językiem, natomiast jak widzimy jak ktoś coś robi, łatwiej nauczyć się np. obsługi jakiegoś urządzenia. To też de facto zmniejsza statystykę przeczytanych książek, ale może wpłynąć pozytywnie na rozwój wiedzy, jeśli analogiczne słowo pisane jest zawiłe.

    • Maciej Prósiński pisze:

      „o uzależnieniu od zwykłej tradycyjnej książki jakoś się nie słyszy i nie słyszało… ” zdecydowanie słyszało się choćby w dziewiętnastowiecznej i dwudziestowiecznej prasie 😉
      Podejrzewam, że niejedna osoba z komentujących tutaj została kiedyś pochłonięta przez czytanie ulubionej, wielotomowej serii.
      Uzależnienia od książek, a dokładnie to od powieści (które dla mnie jest formą „uzależnienia od opowieści” podobnie jak uzależnienia od seriali – binge watching) jak najbardziej istnieje jako problem, tylko mówi się o nim znacznie częściej w kontekście długich, angażujących opowieści odcinkowych dostarczanych przez media audiowizualne czy gry wideo.

    • Maciej Prósiński pisze:

      W temacie audiobooków, jak już pisałem w jednym z komentarzy – owszem rozwijasz wyobraźnię i umiejętność interpretacji na tych samych ciągach słów, ale nie czytasz w sensie stricto – tzn nie interpretujesz wizualnie ciągów liter.
      To mogłoby teoretycznie oznaczać że po 10 latach bez czytania tekstu drukowanego / wyświetlanego mógłbyś stać się wtórnym analfabetą, który jednak nie miałby problemów w interpretacji po tym jak ponownie nauczyłby się dekodować „czarne na białym”. Zdolność interpretacji i wyobraźnia była cały czas ćwiczona audiobookami.

  13. Adam pisze:

    Przepraszam bardzo ale tak nie fachowego, tendencyjnego przekazu już dawno nie widziałem.Jak można przeliczać artykuły pudelka na książki. Jak można powołując się na raport czytelnictwa nie uwzględnić , że w raporcie są dane dotyczące tekstów online !!!!!!! Jak można nie rozróżniać aktywnego czytania treści wymagających wiedzy i refleksji i stawiać je na równi z ” pudelkiem ” Jak można zarzucać używanie pojęcia kryzys skoro mamy setki badań i opracowań na całym świecie odnoszące się do powyższego problemu.

    • Maciej Prósiński pisze:

      Pozwolisz Adamie, że przekleję Ci to co powyżej napisałem już (innemu jak mniemam) Adamowi, jako że napisałbym Ci w sumie to samo:
      Moja prezentacja jest podważeniem najpowszechniejszego sposobu mierzenia czytelnictwa i zadaniem pytania WAM co o tym wszystkim sądzicie jako widzowie 🙂 Nie jest udzieleniem odpowiedzi na to pytanie – na to przyjdzie czas, a komentarze jakie od Was dostałem przynajmniej po części zostaną wykorzystane w kolejnym wideo. Dziękuję zatem także za Twój komentarz Adamie.

      • Adam pisze:

        Dlatego Macku staraj się robić takie materiału tak jak naprawdę myślisz 🙂 Ja rozumiem, że materiał prowokatywny cieszy się większym” wzięciem” ale musisz również uwzględnić swoją odpowiedzialność za ludzi którzy wierzą we wszystko bez krytycznie i w waszych postach szukają często rozwiązania lub kierunku. Robiąc inaczej dla osoby mającej namacalny kontakt z badaniami empirycznym z poruszanych przez was zagadnień wyłania się zakrzywiony obraz 🙂

  14. Jola pisze:

    Nie prawdą jest ,że mniej czytam, również nie zgodzę się ,że moi znajomi mniej czytają, jest to ten sam poziom ilości książek. Niektórzy czytają zamiast książek czasopisma techniczne, naukowe i inne , one są też grube jak książki to można by było też ich zaliczyć do przeczytanej książki. Moja córka w ogólniaku czytała mniej niż teraz (teraz książki pochłania). To jak to jest z tą statystyką?????????
    niewiarek statystyk

    • And pisze:

      „Nie prawdą jest…”=>piszemy nieprawdą!!! Faktycznie widać wpływ internetu i zawartych w nim tekstów na umiejętności pisania i czytania..

      • Maciej Prósiński pisze:

        Dowód anegdotyczny And 😉

  15. Dominika pisze:

    Hmmm… nie zaliczałabym czytania komentarzy do czytelnictwa. Książki, bez względu na treść, zwykle przechodzą korektę gramatyki i stylistyki. Komentarze natomiast obfitują w błędy wszelkiego rodzaju: od interpunkcyjnych, poprzez stylistyczne-do zwykłych byków ortograficznych. Takie czytanie więc nie wnosi nic dobrego, a wręcz wprowadza zamieszanie w naszej wiedzy na temat poprawności języka. Osobiście-cierpię z tego powodu, czytając teksty z błędami….

  16. And pisze:

    A ten loczek z lewej strony z tyłu głowy na Pańskim zdjęciu to czemu ma służyć- harcap jak u korsarza? Ogonek jak u myszki czy taki „zalotny nieuczesany loczek”??? To bardzo rozprasza… Nie można się skupić na przekazywanym tekście…Pozdrawiam

    • Maciej Prósiński pisze:

      Wieszam na nim torby z zakupami kiedy wracam ze sklepu a ręce mam zajęte 😉
      A tak serio, to mam długie włosy, a przy edycji tego zdjęcia chyba nie do końca poprawnie program wyciął tło.

  17. And pisze:

    Podsumowując: kolejny klasyczny przykład komentarza dla komentarza..Niech ludzie to obejrzą, „klikną łapkę” i będzie fajnie…Odnoszę wrażenie , że Rozwojowiec na psy schodzi jeśli chodzi o poziom propagowanych treści. Tego wideobooka nie można zaliczyć do tfurczych treści.

  18. Arek pisze:

    Czy komentarze pod artykułami w Pudelku można przeliczyć na książki? Jeden z dzisiejszych artykułów w Pudelku: „Rozanielona Viola Kołakowska parkuje na miejscu dla niepełnosprawnych” – 171 słów. Komentarze bez powtórzeń i cytowań zawierają dla aktualnie pierwszych 60 komentarzy 744 słowa. Ponad cztery razy więcej niż sam artykuł.
    Więc może, idąc tokiem rozumowania z 6:50 w prezentacji, czytając również 2 strony komentarzy pod artykułem pudelkowym możemy sobie zaliczyć jeszcze 3-4 książki więcej. Dla osób namiętnie czytających pudelka, np. 10 artykułów dziennie wyjdzie: (1+3) * 10 = 40 książek rocznie!
    Okazuje się, że chyba jesteśmy w czołówce światowej! A że jakość komentarzy marna? Nic to. Liczy się te 40 książek rocznie.
    Ja, niestety, nie czytam Pudelka. W celach zliczeniowych wszedłem na niego dzisiaj. Nie mogę więc sobie przypisać tej sporej ilości książek rocznie. Czytam normalne książki – w formie papierowej, ekranowej lub e-papierorowej (kindle). Do głowy by mi nie przyszło by Pudelka porównywać z książką.
    Jeśli artykuły z Pudelka (1 dziennie!, nie więcej) zbierzemy do, za przeproszeniem, kupy, to wyjdzie to grubsza książka, tak na poziomie 1 tomu „Nad Niemnem”. Gdy dorzucimy komentarze do wyjdzie nam pozycja 4-5 tomowa, jakby takie całe „Nad Niemnem” plus 1-2 dodatkowe tomy.
    Panie Maćku! Mogę tylko ubolewać, że Pan daje takie porównanie.na Rozwojowcu, Nawet w formie prowokacji daje to usprawiedliwienie dla leniwców umysłowych. Oby nigdy więcej.

  19. Sławek pisze:

    Mam 43 lata i pamiętam , że w czasach podstawówki czytałem mało. Jednak od 1996 roku zmieniło się to. Nie wiem ile książek czytam rocznie, ale wiem , że bez przeczytania choćby kawałka książki dziennie chyba bym zwariował. Należę do biblioteki a i tak kupuję książki i jedyny problem to taki , że nie ma gdzie ich trzymać. Czytam najczęściej historyczne, ale także fantasy, sciene-fiction, rzadziej psychologiczne, czasem kryminały, czasem horrory. Nie czytam oczywiście dla podniesienia statystyk tylko dla własnej przyjemności. Wolę papierowe książki , niż e-booki, gdyż uważam , że mniej męczą oczy. Z kolei audiobooki moim zdaniem dobre są przy nauce języków lub dla niewidomych. Nawet do gier komputerowych lubiłem czytać instrukcje by stworzyć sobie klimat i byłem (jestem) zawiedziony, gdy twórcy gier coraz częściej dawali instrukcje w postaci elektronicznej. Właściwie kryzys czytelnictwa (jeśli jest), nie powinien mieć wpływu na czytelnictwo takich jak ja. Niestety ma. Im mniejszy poziom czytelnictwa, tym więcej likwidowanych księgarń i tym uboższy asortyment w księgarniach jeszcze istniejących.

  20. Danuta pisze:

    Trudno mi uwierzyć w kryzys czytelnictwa.W moim otoczeniu ludzie czytają i to dużo książek.Wiele książek trzeba zdobywać bo nie ma na rynku.Książka zawsze będzie mi lepsza od internetu.

  21. Caroline pisze:

    Według mnie to co mówisz kompletnie nie ma sensu. Co z tego że ktoś przeczyta miliony postów na facebooku czy jakieś głupie pościki na pudelku. Nawet jeśli przeczytałby ich tyle, że ilość słów równałaby się SETKOM książek, jedyne co by mu to czytanie przyniosło to GŁUPOTA. Podawanie statystyk w książkach (w niektórych statystykach także bierze się pod uwagę e-booki, czy też audiobooki) ma zupełnie inny cel niż ukazywanie ilości przeczytanych słów. Po co czytać słowa które nas ogłupiają? Książki są potwierdzane przez wydawnictwa, sprawdza się tam błędy oraz spójność treściową, dlatego czytając je rzeczywiście można się czegoś nauczyć. Mając do wyboru przeczytać 100 książek rocznie w postaci wpisów na facebooku, a przeczytać jedną fizyczną książkę wybrałabym tą drugą. Nie chodzi o to ile czytasz, ale co czytasz. Pewną i rozwijającą wiedzę obecnie zapewnić mogą tylko książki,a nie jakieś prozaiczne wiadomostki z tych żałosnych mediów, które podałeś za przykłady „książek”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *